• Isim sukran - Julia Gietka

        • Isim sukran

          1. Gorycz

          „- Nie jestem niczego pewien, niczego nie mogę ci obiecać.  Być może za rok, a może za lat dziesięć. To nie jest zależne ode mnie, przecież dobrze o tym wiesz. Kiedy będą cię potrzebować wezwą cię. Musisz żyć nadzieją, bądź jej dzieckiem. W dzień kruszenia białego chleba, późnym wieczorem przybędą i zostaną przez całą światłość i całą ciemność. Bądź wtedy gotowa. A teraz żegnaj Najmilsza.

          - Do zobaczenia, oby jak najszybciej – powiedziała dławiąc się spojrzeniem złotych oczu.”

          Setny raz przewijała tą chwilę, przeżywając każdy ułamek sekundy na nowo. Gdzieś głęboko, pod grubą warstwą samotności i zapomnienia o istnieniu innych, trzymała ją, nie dopuszczając, aby ujrzała światło dzienne.  Ale teraz, gdy być może słowa się wypełnią, nie sposób o tym nie myśleć.                                                 Mroźny, grudniowy poranek w duecie ze wzmagającym się wiatrem ożywił jej myśli, a zdrowy rozsądek podpowiadał zająć się szkołą, a raczej jej ostatnim dniem. Może lepiej się tam nie pokazywać? To prawie koniec półrocza, a nic ciekawo się nie wydarzy. Wigilie klasowe odwołano z powodu strasznego i karygodnego zachowania, to ma być nauczka na przyszłość. W gruncie rzeczy to i tak nic nie da, ale próbować można do upadłego. Najwyżej się zamyślę i spadnę z krzesła, to najgorszy scenariusz. Te kilka godzin jakoś wytrzymam.

          Zimny dziś wicher dął ponad równinami zmarzniętej ziemi. Targał nagimi drzewami iście pretensjonalnie i  kiczowato, mierzwił zastygłe w zimowym śnie gałęzie. Lecz gdy z nieba poczną spadać białe gwiazdy, prawdziwa zamieć rozewrze przejście, ale zawsze znajdzie się coś, co przeszkodzi. Zawsze przeszkodzić musi coś w najmniej odpowiednim momencie. Ale jeszcze nie teraz, na wszystko jest czas i miejsce…

          Szczerze mówiąc, geografia nie była tak niesamowicie nudna jak zawsze. Gdyby nie wydarzenia przyszłych dni, być może przyszłych dni, lekcja mogłaby być rzeczywiście ciekawa. Mimo splątanych myśli starała się skupić na lekcji. Temat dotyczył terenów pobliskich jej miejsca zamieszkania, więc co jak co, ale gdyby kiedyś coś poszło nie po myśli, to lepiej orientować się w terenie. Następna była historia, nudy nad nudami, nudą popędzane. Dzwonek wybawił zaspaną i do reszty znudzoną klasę. Później była matematyka. Niech diabli wezmą wszystkich, którzy przyczynili się do powstania tej dziedziny nauki! Gdyby nie ten zdziczały nauczyciel to lekcje byłby nie do wytrzymania. Ach, jak on kochał odstawiać szopki i robić z siebie wariata. Wcześniej to ją śmieszyło, ale nie teraz, nie dziś. Potem jeszcze dwa angielskie i informatyka i do domu.                                                                           Było po szesnastej, gdy była w domu.  A co gdyby zacząć się ścigać z czasem? Od tak, żeby wszystko minęło jakoś szybciej. Ale on był nieubłagalny. Jak na złość nie dawał się przekonać do szybszego ruchu. Na nic słowne upomnienia, potem przezwiska, a potem tylko złość i niechęć do czegokolwiek. W innym świecie można było z nim iść na ugodę. Ale to nie ten świat.

          ***

          Pomijając fakt Bożego Narodzenia, udzielającej się wszystkim wspaniałej atmosfery, jej nie zauroczyła tegoroczna Gwiazdka. Wszyscy zabiegani, zapracowani, zapomnieli o tym, co najważniejsze w tym okresie, pędzili bez celu, by tylko narobić masę dań, by kupić prezenty, by przez trzy dni odpocząć przed kolejnym brakiem czasu na wszystko. Przez cały ten dzień kilkakrotnie stawała przy oknie i patrzyła na wirujące w pośpiechu ulice, zatłoczone pracowitymi mróweczkami, śpieszącymi się do swoich gniazd. Po co? Aby mieć jak najwięcej, aby mieć więcej niż inni, czasem lepiej w ogóle nie mieć, a być.                                                                                   Wieczór spowił pracowity dzień, pracowity nie dla niej. Mimo iż miała lat piętnaście, nie była zbytnio obciążona domowymi obowiązkami związanymiami z Gwiazdką, chociaż tak szczerze, to nie robiła nic, zupełnie. Czasem zastanawiała się,  dlaczego rodzice nie każą jej pomagać w drobnych pracach, jakby traktowali ją wyjątkowo, co jeszcze dziwniejsze, rodzeństwo nie skarżyło się ani razu.  Czasem się nad tym zastanawiała, zazwyczaj pozostawiała to bez kluczowej odpowiedzi. Odgarnęła kasztanowy kosmyk samoistnie wysuwający się z dużego i grubego koka. Ostatni raz oplotła ruchliwe ulice ciemnobrązowymi oczami i opadła beznamiętnie na fotel, jakby rzeczywiście czymś zmęczona. Doszły ją dźwięki zmuszające do ruchu.

          - Greto, Greto!  Ile można cię prosić, żebyś już przyszła. Czekamy tylko na ciebie, wszyscy już są. No choć że, zaraz wszystko wystygnie!

          - Już idę, możecie zacząć beze mnie – powiedziała bez skrupułów.

          - Nawet tak nie żartuj, czekamy – odpowiedziała mama z nutą zdziwienia w głosie.

                          Poczłapała w stronę rosnącego gwarnego dźwięku rozmowy. I jakoś nieprzytomnie przetrwała te kilka minut aż do samej uczty. Coś tam zgarnęła i zjadła, ale nic szczególnego i nie za wiele. Prezenty też ją specjalne nie zaskoczyły, zadowolona jedynie z białej letniej sukni, przyda się w niedalekiej przyszłości. Ożywiona debata o zbyt dużej ilości grzybów w kapuście czy zbytnio przypieczonej  panierce karpia rozkręciła się na dobre. Zatopiona w rozmyślaniach, płynęła już daleko od stołu nakrytego białym obrusem. Tak szczerze, to nikt nie zauważył tego, że Greta jest jakby nieobecna. Starsze siostry wkrótce zmieniły temat i rozmowa zeszła na upominki. Każdy starał się w oryginalny sposób jak najbardziej cieszyć z prezentu, tak sztucznie, ale próbował. W końcu, gdy wyczerpano co do kropli ten temat, Paweł, starszy o dwa lata brat zauważył dziwny stan Grety.

          - A ty co tak zasępiona siedzisz? Coś cię boli, źle się czujesz, czy może nie jesteś zadowolona z prezentu? – zasypał ją pytaniami, żądając rychłej odpowiedzi.

          - Oczywiście, że jestem zadowolona, nawet bardzo Pawle – powiedziała suchym tonem, kończąc pozornym uśmiechem – po prostu trochę boli mnie brzuch – skłamała z premedytacją.

          - A nie mówiłam, że te śledzie były nieświeże? – Wtrącił tata – od razu to rozgryzłem, z daleka śmierdziały.

          - No nie wiem nie wiem, może to co innego, ale lepiej idź się połóż i odpocznij – życzliwie odpowiedział mama.

          - Chyba tak zrobię, wybaczcie, że muszę was opuścić, ale nie przejmujcie się i nie odchodźcie od stołu – rzekła , podnosząc się z krzesła i powędrowała w kierunku drzwi.

          - Jakbyś coś chciała to powiedz – rzekł tata – służę wszelaką pomocą.

          Weszła do swojego pokoju. Nie myślała, że tak łatwo sprzeda im bajeczkę o bolejącym brzuchu. Znów zaczęła się zastanawiać czemu traktują ją tak dobrze. Przecież tyle razy nie zrobiła czegoś, o co prosili, zawaliła naukę w tym semestrze, często pyskowała. Ale ani rodzice, ani rodzeństwo nigdy nie krzyczeli, nie zaczynali kłótni. Zawsze rozmowy prowadzili miło i przyjemnie, choć czasem dotyczyły bardzo nieprzyjemnych tematów.  Naprawdę nie potrafiła tego zrozumieć. Przecież Pawła Sonię i Sylwię traktowali zupełnie inaczej. Kłócili się z nimi, wrzeszczeli, paskudnie wytykali błędy jak to zwyczajni rodzice. Tylko w stosunku do niej byli tacy mili. To było podejrzane. Kiedyś się wyjaśni, na pewno. Za nim położyła się na łóżku, poszła po szklankę soku i krakersy, przy tym lepiej się myśli. Wyszła ze swoje białego pokoju i podążyła do salonu gdzie wszyscy jeszcze przesiadywali. Usłyszała rozmowę, która toczona była ściszonym tonem. Podeszła bliżej, ale nie za blisko, aby usłyszeć wszystkie szczegóły. Drzwi były całkiem zamknięte, więc stanęła, podeszła bliżej. I usłyszała to, czego nie powinna usłyszeć.

          - Henryk – powiedziała cicho mama do taty – uważasz, że powinniśmy jej o wszystkim powiedzieć?

          - Chyba najwyższy czas, teraz powinna to zrozumieć, jest już duża – odrzekł tata, bacznie przyglądają się reakcji rodziny.

           

          - Ale czy o wszystkim powinna wiedzieć? – odezwała się najstarsza z rodzeństwa Sylwia – przecież jest kilka rzeczy, które można by trochę nagiąć, zwłaszcza, że ostatnio jest jakaś bardziej nieobecna niż zwykle. W szkole opuściła się w nauce, może najlepiej poczekać z tym do wakacji?

          - Tak i w końcu dowie się od obcych – wtrącił Paweł – no nie musi wiedzieć – tu jeszcze bardziej ściszył ton, tak, że prawie nie słyszała – że znaleziono ją na śmietniku, w porwanych gałganach dwa dni po urodzeniu.

          - I że jej biologicznej rodziny do tej pory nikt nie zna– dokończyła mama. – Powiedzmy, że zginęli w wypadku, a ona jakimś cudem przeżyła, że nie miała już żadnej innej rodziny i my jako jedyni znajomi wychowaliśmy ją jak własną córkę. Powiedzmy, że chcieliśmy oszczędzić jej złych wspomnień i o niczym nie mówiliśmy. Czy tak będzie dobrze?

          - Byłoby ekstra – powiedziała Greta wkraczając do pokoju – szkoda, że tak długo kłamaliście – rzekła oschle i beznamiętnie, zabierając sok i paczkę krakersów leżących na szafce. Była bardzo zszokowana tą wiadomością, ale nie złamała się.

          - My… nie chcieliśmy cię martwić, kiedy byłaś dzieckiem i… - mama nie wiedziała co powiedzieć.

          - Przepraszamy, że tak wyszło, to miało wyglądać inaczej – dokończył tata, nie patrząc w oczy Grecie.

          - Domyślam się i nie mam wam niczego za złe – rzekła, panując nad głosem. – Wręcz przeciwnie, dziękuję za to , co dla mnie zrobiliście i nadal będziecie moją rodziną – tyle dała radę z siebie wycisnąć.

          Podeszła do niej mama i ze łzami w oczach mocno przytuliła ją. Greta odpowiedziała uściskiem, ale znacznie lżejszym i mniej przyjemnym. Obie puściły. W pokoju wisiała straszna cisza. Nikt nie ważył się powiedzieć słowa.

          - Teraz dajcie mi odpocząć – powiedziała i wyszła z pokoju.

          Nikt jej nie zatrzymał, nikt nie wiedział co zrobić, zaskoczenie sparaliżowało myślenie, ktoś powinien jej wszystko wytłumaczyć. Nikt  nie ruszył się z miejsca, wymieniono spanikowane spojrzenia.

          Kiedy tylko znów znalazła się w swoim pokoju, nogi się pod nią ugięły. Szybkim ruchem zamknęła drzwi na klucz i powoli postawiła przekąski. Nigdy nie przypuszczała takiego zwrotu akcji. Dlaczego wcześniej jej tego nie powiedzieli?! Po piętnastu latach?! Podeszła do okna, zaczął sypać śnieg. Wręcz walił się z nieba jakby poganiamy batem oby szybciej dotrzeć na ziemię. Kiedyś tak sypał, rok temu. Na sekundę zapomniała o wszystkim i zatopiła się w pięknie obrazu przed sobą. Gdy znów sobie przypomniała wydarzenia sprzed kilku chwil, wszystko wróciło ze wzmożoną siłą. To mógłby być żart, ale nie był. Nie rozpłakała się, to nie było w jej stylu. Nie czuła się urażona, była niesamowicie zaskoczona. Spadło to na nią jak istny grom z jasnego nieba.  Nie czuła nienawiści, skądże. Czuła gorycz przenikającą jej całe ciało, czuła ją w ustach. Chciała wypluć, nie potrafiła. Gorycz napełniła żyły, była żądzą zemsty. Zebrała wszystkie siły i wypluła ją. Już nigdy nie pozwalała, żeby zatruła jej umysł.

          c.d.n…

           

           

           

           

           

          Isim sukran

          1. Gorycz

          „- Nie jestem niczego pewien, niczego nie mogę ci obiecać.  Być może za rok, a może za lat dziesięć. To nie jest zależne ode mnie, przecież dobrze o tym wiesz. Kiedy będą cię potrzebować wezwą cię. Musisz żyć nadzieją, bądź jej dzieckiem. W dzień kruszenia białego chleba, późnym wieczorem przybędą i zostaną przez całą światłość i całą ciemność. Bądź wtedy gotowa. A teraz żegnaj Najmilsza.

          - Do zobaczenia, oby jak najszybciej – powiedziała dławiąc się spojrzeniem złotych oczu.”

          Setny raz przewijała tą chwilę, przeżywając każdy ułamek sekundy na nowo. Gdzieś głęboko, pod grubą warstwą samotności i zapomnienia o istnieniu innych, trzymała ją, nie dopuszczając, aby ujrzała światło dzienne.  Ale teraz, gdy być może słowa się wypełnią, nie sposób o tym nie myśleć.                                                 Mroźny, grudniowy poranek w duecie ze wzmagającym się wiatrem ożywił jej myśli, a zdrowy rozsądek podpowiadał zająć się szkołą, a raczej jej ostatnim dniem. Może lepiej się tam nie pokazywać? To prawie koniec półrocza, a nic ciekawo się nie wydarzy. Wigilie klasowe odwołano z powodu strasznego i karygodnego zachowania, to ma być nauczka na przyszłość. W gruncie rzeczy to i tak nic nie da, ale próbować można do upadłego. Najwyżej się zamyślę i spadnę z krzesła, to najgorszy scenariusz. Te kilka godzin jakoś wytrzymam.

          Zimny dziś wicher dął ponad równinami zmarzniętej ziemi. Targał nagimi drzewami iście pretensjonalnie i  kiczowato, mierzwił zastygłe w zimowym śnie gałęzie. Lecz gdy z nieba poczną spadać białe gwiazdy, prawdziwa zamieć rozewrze przejście, ale zawsze znajdzie się coś, co przeszkodzi. Zawsze przeszkodzić musi coś w najmniej odpowiednim momencie. Ale jeszcze nie teraz, na wszystko jest czas i miejsce…

          Szczerze mówiąc, geografia nie była tak niesamowicie nudna jak zawsze. Gdyby nie wydarzenia przyszłych dni, być może przyszłych dni, lekcja mogłaby być rzeczywiście ciekawa. Mimo splątanych myśli starała się skupić na lekcji. Temat dotyczył terenów pobliskich jej miejsca zamieszkania, więc co jak co, ale gdyby kiedyś coś poszło nie po myśli, to lepiej orientować się w terenie. Następna była historia, nudy nad nudami, nudą popędzane. Dzwonek wybawił zaspaną i do reszty znudzoną klasę. Później była matematyka. Niech diabli wezmą wszystkich, którzy przyczynili się do powstania tej dziedziny nauki! Gdyby nie ten zdziczały nauczyciel to lekcje byłby nie do wytrzymania. Ach, jak on kochał odstawiać szopki i robić z siebie wariata. Wcześniej to ją śmieszyło, ale nie teraz, nie dziś. Potem jeszcze dwa angielskie i informatyka i do domu.                                                                           Było po szesnastej, gdy była w domu.  A co gdyby zacząć się ścigać z czasem? Od tak, żeby wszystko minęło jakoś szybciej. Ale on był nieubłagalny. Jak na złość nie dawał się przekonać do szybszego ruchu. Na nic słowne upomnienia, potem przezwiska, a potem tylko złość i niechęć do czegokolwiek. W innym świecie można było z nim iść na ugodę. Ale to nie ten świat.

          ***

          Pomijając fakt Bożego Narodzenia, udzielającej się wszystkim wspaniałej atmosfery, jej nie zauroczyła tegoroczna Gwiazdka. Wszyscy zabiegani, zapracowani, zapomnieli o tym, co najważniejsze w tym okresie, pędzili bez celu, by tylko narobić masę dań, by kupić prezenty, by przez trzy dni odpocząć przed kolejnym brakiem czasu na wszystko. Przez cały ten dzień kilkakrotnie stawała przy oknie i patrzyła na wirujące w pośpiechu ulice, zatłoczone pracowitymi mróweczkami, śpieszącymi się do swoich gniazd. Po co? Aby mieć jak najwięcej, aby mieć więcej niż inni, czasem lepiej w ogóle nie mieć, a być.                                                                                   Wieczór spowił pracowity dzień, pracowity nie dla niej. Mimo iż miała lat piętnaście, nie była zbytnio obciążona domowymi obowiązkami związanymiami z Gwiazdką, chociaż tak szczerze, to nie robiła nic, zupełnie. Czasem zastanawiała się,  dlaczego rodzice nie każą jej pomagać w drobnych pracach, jakby traktowali ją wyjątkowo, co jeszcze dziwniejsze, rodzeństwo nie skarżyło się ani razu.  Czasem się nad tym zastanawiała, zazwyczaj pozostawiała to bez kluczowej odpowiedzi. Odgarnęła kasztanowy kosmyk samoistnie wysuwający się z dużego i grubego koka. Ostatni raz oplotła ruchliwe ulice ciemnobrązowymi oczami i opadła beznamiętnie na fotel, jakby rzeczywiście czymś zmęczona. Doszły ją dźwięki zmuszające do ruchu.

          - Greto, Greto!  Ile można cię prosić, żebyś już przyszła. Czekamy tylko na ciebie, wszyscy już są. No choć że, zaraz wszystko wystygnie!

          - Już idę, możecie zacząć beze mnie – powiedziała bez skrupułów.

          - Nawet tak nie żartuj, czekamy – odpowiedziała mama z nutą zdziwienia w głosie.

                          Poczłapała w stronę rosnącego gwarnego dźwięku rozmowy. I jakoś nieprzytomnie przetrwała te kilka minut aż do samej uczty. Coś tam zgarnęła i zjadła, ale nic szczególnego i nie za wiele. Prezenty też ją specjalne nie zaskoczyły, zadowolona jedynie z białej letniej sukni, przyda się w niedalekiej przyszłości. Ożywiona debata o zbyt dużej ilości grzybów w kapuście czy zbytnio przypieczonej  panierce karpia rozkręciła się na dobre. Zatopiona w rozmyślaniach, płynęła już daleko od stołu nakrytego białym obrusem. Tak szczerze, to nikt nie zauważył tego, że Greta jest jakby nieobecna. Starsze siostry wkrótce zmieniły temat i rozmowa zeszła na upominki. Każdy starał się w oryginalny sposób jak najbardziej cieszyć z prezentu, tak sztucznie, ale próbował. W końcu, gdy wyczerpano co do kropli ten temat, Paweł, starszy o dwa lata brat zauważył dziwny stan Grety.

          - A ty co tak zasępiona siedzisz? Coś cię boli, źle się czujesz, czy może nie jesteś zadowolona z prezentu? – zasypał ją pytaniami, żądając rychłej odpowiedzi.

          - Oczywiście, że jestem zadowolona, nawet bardzo Pawle – powiedziała suchym tonem, kończąc pozornym uśmiechem – po prostu trochę boli mnie brzuch – skłamała z premedytacją.

          - A nie mówiłam, że te śledzie były nieświeże? – Wtrącił tata – od razu to rozgryzłem, z daleka śmierdziały.

          - No nie wiem nie wiem, może to co innego, ale lepiej idź się połóż i odpocznij – życzliwie odpowiedział mama.

          - Chyba tak zrobię, wybaczcie, że muszę was opuścić, ale nie przejmujcie się i nie odchodźcie od stołu – rzekła , podnosząc się z krzesła i powędrowała w kierunku drzwi.

          - Jakbyś coś chciała to powiedz – rzekł tata – służę wszelaką pomocą.

          Weszła do swojego pokoju. Nie myślała, że tak łatwo sprzeda im bajeczkę o bolejącym brzuchu. Znów zaczęła się zastanawiać czemu traktują ją tak dobrze. Przecież tyle razy nie zrobiła czegoś, o co prosili, zawaliła naukę w tym semestrze, często pyskowała. Ale ani rodzice, ani rodzeństwo nigdy nie krzyczeli, nie zaczynali kłótni. Zawsze rozmowy prowadzili miło i przyjemnie, choć czasem dotyczyły bardzo nieprzyjemnych tematów.  Naprawdę nie potrafiła tego zrozumieć. Przecież Pawła Sonię i Sylwię traktowali zupełnie inaczej. Kłócili się z nimi, wrzeszczeli, paskudnie wytykali błędy jak to zwyczajni rodzice. Tylko w stosunku do niej byli tacy mili. To było podejrzane. Kiedyś się wyjaśni, na pewno. Za nim położyła się na łóżku, poszła po szklankę soku i krakersy, przy tym lepiej się myśli. Wyszła ze swoje białego pokoju i podążyła do salonu gdzie wszyscy jeszcze przesiadywali. Usłyszała rozmowę, która toczona była ściszonym tonem. Podeszła bliżej, ale nie za blisko, aby usłyszeć wszystkie szczegóły. Drzwi były całkiem zamknięte, więc stanęła, podeszła bliżej. I usłyszała to, czego nie powinna usłyszeć.

          - Henryk – powiedziała cicho mama do taty – uważasz, że powinniśmy jej o wszystkim powiedzieć?

          - Chyba najwyższy czas, teraz powinna to zrozumieć, jest już duża – odrzekł tata, bacznie przyglądają się reakcji rodziny.

           

          - Ale czy o wszystkim powinna wiedzieć? – odezwała się najstarsza z rodzeństwa Sylwia – przecież jest kilka rzeczy, które można by trochę nagiąć, zwłaszcza, że ostatnio jest jakaś bardziej nieobecna niż zwykle. W szkole opuściła się w nauce, może najlepiej poczekać z tym do wakacji?

          - Tak i w końcu dowie się od obcych – wtrącił Paweł – no nie musi wiedzieć – tu jeszcze bardziej ściszył ton, tak, że prawie nie słyszała – że znaleziono ją na śmietniku, w porwanych gałganach dwa dni po urodzeniu.

          - I że jej biologicznej rodziny do tej pory nikt nie zna– dokończyła mama. – Powiedzmy, że zginęli w wypadku, a ona jakimś cudem przeżyła, że nie miała już żadnej innej rodziny i my jako jedyni znajomi wychowaliśmy ją jak własną córkę. Powiedzmy, że chcieliśmy oszczędzić jej złych wspomnień i o niczym nie mówiliśmy. Czy tak będzie dobrze?

          - Byłoby ekstra – powiedziała Greta wkraczając do pokoju – szkoda, że tak długo kłamaliście – rzekła oschle i beznamiętnie, zabierając sok i paczkę krakersów leżących na szafce. Była bardzo zszokowana tą wiadomością, ale nie złamała się.

          - My… nie chcieliśmy cię martwić, kiedy byłaś dzieckiem i… - mama nie wiedziała co powiedzieć.

          - Przepraszamy, że tak wyszło, to miało wyglądać inaczej – dokończył tata, nie patrząc w oczy Grecie.

          - Domyślam się i nie mam wam niczego za złe – rzekła, panując nad głosem. – Wręcz przeciwnie, dziękuję za to , co dla mnie zrobiliście i nadal będziecie moją rodziną – tyle dała radę z siebie wycisnąć.

          Podeszła do niej mama i ze łzami w oczach mocno przytuliła ją. Greta odpowiedziała uściskiem, ale znacznie lżejszym i mniej przyjemnym. Obie puściły. W pokoju wisiała straszna cisza. Nikt nie ważył się powiedzieć słowa.

          - Teraz dajcie mi odpocząć – powiedziała i wyszła z pokoju.

          Nikt jej nie zatrzymał, nikt nie wiedział co zrobić, zaskoczenie sparaliżowało myślenie, ktoś powinien jej wszystko wytłumaczyć. Nikt  nie ruszył się z miejsca, wymieniono spanikowane spojrzenia.

          Kiedy tylko znów znalazła się w swoim pokoju, nogi się pod nią ugięły. Szybkim ruchem zamknęła drzwi na klucz i powoli postawiła przekąski. Nigdy nie przypuszczała takiego zwrotu akcji. Dlaczego wcześniej jej tego nie powiedzieli?! Po piętnastu latach?! Podeszła do okna, zaczął sypać śnieg. Wręcz walił się z nieba jakby poganiamy batem oby szybciej dotrzeć na ziemię. Kiedyś tak sypał, rok temu. Na sekundę zapomniała o wszystkim i zatopiła się w pięknie obrazu przed sobą. Gdy znów sobie przypomniała wydarzenia sprzed kilku chwil, wszystko wróciło ze wzmożoną siłą. To mógłby być żart, ale nie był. Nie rozpłakała się, to nie było w jej stylu. Nie czuła się urażona, była niesamowicie zaskoczona. Spadło to na nią jak istny grom z jasnego nieba.  Nie czuła nienawiści, skądże. Czuła gorycz przenikającą jej całe ciało, czuła ją w ustach. Chciała wypluć, nie potrafiła. Gorycz napełniła żyły, była żądzą zemsty. Zebrała wszystkie siły i wypluła ją. Już nigdy nie pozwalała, żeby zatruła jej umysł.

          c.d.n…

    • Kontakty

      • Zespół Szkolno-Przedszkolny w Poświętnem
      • tel/fax:(25) 752 03 63
      • Cygów ul. Szkolna 20 05-326 Poświętne Poland
      • poniedziałek - piątek 7:30 - 15:30
      • Dyrektor - Agnieszka Pasieczna Wicedyrektor - Katarzyna Jackiewicz
      • email: sekretariat@zspposwietne.edu.pl.
      • administrator strony: i_gorecka@wp.pl
    • Logowanie