• Łowca - Natalia Wróbel

        • Natalia Wróbel kl. III c

           

          Łowca

           

          Łowca

          Rozdział I : Lekcja

                    Wstałam dziś wcześniej niż zwykle, jakbym przypuszczała, że wydarzy sie coś, co zmieni moje życie. Niewyspana poczłapałam leniwie do szkoły. Po kilku minutach spotkałam moich znajomych. Od razu poprawił mi sie humor. Dzisiaj pierwszy mieliśmy język polski, ale do sali nie weszła jak zwykle nasza polonistka, tylko nieznany nam mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany brunet o mrocznym wyrazie twarzy nie wyglądał na przyjaznego. Rozglądał sie po sali, jakby kogoś szukał. Zaczął sprawdzać listę. Wyczytując moje nazwisko, zamilkł na chwilę i spojrzał na mnie tak przenikliwym wzrokiem, że aż przeszły mnie dreszcze. Skończył. Odwrócił się tyłem do klasy, aby zapisać cos na tablicy. Od razu razem z koleżankami zaczęłyśmy go obgadywać.

          -Kto to jest?- zapytałam.

          -Nie wiem, ale jest całkiem niezły-powiedziała z uśmiechem Ewka.

          - Ale ty masz gust- zaśmiała się Jolka.

          - Ale on serio jest przystojny- powiedziałam i od razu tego pożałowałam.

          - Nieważne kim jestem i czy jestem przystojny Wróbel. Ważne jest to, abyś słuchała na lekcji, a nie gadała z dziewczynami. Na pierwsza ławkę, może tam lepiej sie skupisz - powiedział ostrym tonem wpatrzony we mnie mężczyzna.

          Nie miałam ochoty z nim dyskutować, wiec szybko zabrałam swoje rzeczy i usiadłam w ławce obok biurka. Mężczyzna przyniósł na lekcję jakieś stare pisma i przekazy mówiące o istnieniu wampirów i wilkołaków .

          - Możecie wierzyć lub nie, ale istoty nocy istnieją, chowają sie w swoich kryjówkach, bo średniowiecze nauczyło ich, że ujawnianie się zazwyczaj źle się kończy- tłumaczył -ale w tych czasach bez wiedzy i odpowiedniego szkolenia nikt nie jest w stanie ich pokonać.

          Kiedy to mówił, było słychać w jego głosie pasję i zaangażowanie, jakby bezgranicznie wierzył w to, co mówi.

          Rozejrzałam się po sali. Moi znajomi mieli różne miny, jedni byli znudzeni, inny usypiali, ale kilka osób wyglądało na zainteresowanych. Nagle usłyszałam dzwonek. Chciałam jak najszybciej wyjść z sali, ale usłyszałam za sobą głos mężczyzny;

          - Wróbel zostań jeszcze chwilę – zawołał.

          Podeszłam do biurka.

          - Słucham- powiedziałam.

          - Byłabyś świetnym łowcą- powiedział spokojnie.

          - Nie rozumiem, jakim łowcą? - zapytałam zdziwiona.

          - Łowca wampirów - odrzekł z uśmiechem - obserwowałem cię na lekcji i widzę, że wiesz więcej niż inni, zresztą masz to we krwi.

          - Ale niby skąd pan...

          - Skąd wiem? Znałem twojego dziadka, ale o tym może porozmawiamy kiedy indziej, bo chyba spieszysz sie na lekcje?

          - Tak, tak oczywiście. Do widzenia- powiedziałam zamyślona.

          - Do zobaczenia – odrzekł.

          Wyszłam z sali lekko zdziwiona. On nie mógł go znać. Dziadek nie żyje od 18 lat, a on wygląda na 23. Spóźniłam się na matmę. Dobrze, że z matematykiem mam dobre kontakty. Dziewczyny zaczęły mnie wypytywać, czego chciał ode mnie ten facet, ale tylko powiedziałam od niechcenia że chodziło o pracę domową. Nie chciałam o tym gadać. Przynajmniej na razie.

                    Lekcje minęły szybko. Wracając do domu, cały czas o tym myślałam. Nie chciałam wierzyć w to, co powiedział mi ten mężczyzna. Bycie łowcą mam we krwi. To niemożliwe. To znaczy.... babcia mi kiedyś opowiadała, jak naprawdę zginął dziadek. oficjalna wersja jest taka, że miał wypadek samochodowy, ale od babci słyszałam, że zginął w górach, walcząc z wampirem. Zawsze myślałam, że to bajka, ale teraz to juz sama nie wiem. Nie to niemożliwe - pomyślałam i weszłam do domu.

           

           

          Rozdział II : Niespodziewana wizyta

          - Cześć wszystkim- krzyknęłam i poszłam do swojego pokoju.

          Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Mając nadzieję, że ktoś otworzy nie wychodziłam z pokoju, ale pukanie nie ustało. Postanowiłam iść i zobaczyć kto to. Otworzyłam drzwi i mnie zamurowało.

          - Dzień dobry- powiedział uprzejmie mężczyzna. Ten sam z którym miałam dzisiaj język polski.

          - Dzień dobry- odpowiedziałam

          - Mógłbym wejść? Chciałbym porozmawiać z twoją babcią.

          - Tak proszę- zaprosiłam go do środka i zaprowadziłam do pokoju babci.

          - Babciu masz gościa.

          - Witaj Krystyno, dawno się nie widzieliśmy- powiedział mężczyzna z uśmiechem i uściskał moją babcię jak dawno niewidzianego przyjaciela.

          - Marku! Miło znów cię widzieć- odrzekała z nieukrywaną radością babcia - to moja wnuczka Agnieszka, Aga to Marek, dawny przyjaciel twojego dziadka.

          - Już mieliśmy okazję się poznać- powiedział Marek, ściskając moją dłoń.

          - To ja was już może zostawię- powiedziałam i wyszłam.

          Czyli to prawda. Marek był przyjacielem mojego dziadka. Ale jak to możliwe. On jest młody. Gdy  zmarł dziadek, on mógł mieć zaledwie kilka lat. Poszłam do siebie i postanowiłam odrobić lekcję.

          W tym samym czasie...

          - Co cie do mnie sprowadza?- zapytała Krystyna, siadając na krześle i gestem zachęcając, aby Marek zrobił to samo.

          - Nie wiem czy wiesz , ale Wiktoria kręci sie w tej okolicy. I chyba wiesz, co to oznacza.

          Kobieta wyglądała na przerażoną , a jednocześnie minę miała zawziętą i złowieszczą.

          - Co w związku z tym robicie? - zapytała poważnie.

          c.d.n

           

          Cz. 2

           

          ______________________________________________________________________________________                                                                                                                                                

          -Chyba co ja robie? - powiedział - Wiesz jak to jest u starszych wszystko jest utrzymywane w tajemnicy, tylko nieliczni są wtajemniczeni w szczegóły poszczególnych spraw. Niestety nie jestem godzien dostąpić tego zaszczytu - dokończył z uśmiechem Marek.

          -A jaki ty masz udział w sprawie przyjazdu Wiktorii?- nie dawała za wygraną kobieta.

          -Powiem wprost, przysłano mnie tutaj abym bliżej przyjrzał sie Agnieszce. Jesteśmy przekonani że odziedziczyła talent po Henryku. Starsi uważają, że powinniśmy poddać ją szkoleniu, ja za to uważam, że lepiej byłoby najpierw sie jej trochę przyjrzeć. Czy mi się zdaje, czy ona nie jest do końca wtajemniczona? - zapytał z lekkim zdziwieniem mężczyzna.

          Krystyna wstała z krzesła i zaczęła powoli przechadzać się po pokoju. Wyglądała na zamyśloną i jednocześnie strasznie czymś zmartwioną. Przejmowała się losem swojej wnuczki. Nie chciała, aby spotkał ja taki los. Bycie łowcą nie jest ani łatwe ani przyjemne. Przekonała sie o tym na własnej skórze, będąc przez wiele lat żoną jednego z nich. Po dłuższej chwili postanowiła odpowiedzieć Markowi.

          - Powiedziałam jej tylko to, co musiałam. Nie chciałam jej wyjawiać szczegółów. Gdy Aga miała 2 latka po raz pierwszy zapytała sie gdzie jest dziadek. I co, mieliśmy jej powiedzieć? Że zabijając wampira, spadł w przepaść i sie zabił? Jacek powiedział jej, że Heniek miał wypadek samochodowy. Takie rzeczy się zdarzają a ona  była jeszcze taka mała. Maćkowi powiedzieliśmy to samo. On do tej pory tak myśli, mimo że ma juz 13 lat- kobieta odetchnęła ciężko – Kilka miesięcy temu postanowiłam porozmawiać z Agą. Powiedziałam jej w skrócie, co się naprawdę wydarzyło 18 lat temu. Nie wiem czy uwierzyła. Szczerze wątpię, ale może tak byłoby lepiej. Gdyby Kaska lub Jacek sie dowiedzieli, że jej o tym powiedziałam, mogli by się delikatnie zezłościć. Nie chcieli, żebym komukolwiek o tym mówiła- zakończyła z lekkim poirytowaniem. Widać było, że te wyznania wiele ją kosztowały. Marek spojrzał na zegarek i zrobił wielkie oczy.

          - Późno już. Muszę iść. Miło było sie z tobą spotkać po latach- uścisnął rękę kobiety na pożegnanie.

          -Nawzajem i do zobaczenia – odpowiedziała uprzejmie kobieta.

          -Do widzenia.

          Mężczyzna szybkim krokiem wyszedł z domu.

           

           

          Rozdział III : Prześladowca

           

           

            Biegłam po łące pełnej kwiatów w białej długiej sukni. Wiatr czesał mi włosy. Słońce swoimi promieniami pieściło moją twarz. Nagle z oddali do moich uszu dobiega dziwny dźwięk....

          –               Wstajemy Kochanie. Wstajemy , wstajemy szkoda takiego dnia. Pobudka , pobudka kto rano wstaje temu, co? .... WSTAWAJ NO WSTAWAJ !!!!!!!!!!!!  Mój budzik nie znał litości. Z pięknego, spokojnego snu jak zwykle obudził mnie wściekły i niecierpliwy głos Króla Juliana z Madagaskaru.  Otworzyłam oczy. Okazało się, że znowu usnęłam z otwartą książką , która teraz służyła mi za poduszkę. Jak zwykle czytałam do późna. Oj na dobre mi to nie wyjdzie- pomyślałam . Poszłam do łazienki i przestraszyłam się tego, co zobaczyłam w lusterku. Wyglądałam okropnie. Miałam podpuchnięte oczy i wywinięte we wszystkie strony włosy. O której ja właściwie zasnęłam? O trzeciej? Czwartej? Nie byłam pewna. Całą noc dręczyła mnie jedna myśl, kim jest Marek i co chciał od mojej babci. W mojej głowie rodziło sie wiele pomysłów, ale żaden nie był godzien zapamiętywania. Postanowiłam o nim zapomnieć. Umyłam się, uczesałam, ubrałam. Z dołu dobiegł mnie głos mamy

          - Aga wiem ze wstałaś, chodź na śniadanie!

          - Już idę! - odkrzyknęłam i zeszłam do kuchni.

          W kuchni mama na mnie dziwnie spojrzała. Powiedziała:

          - Znowu czytałaś do późna. Chyba tak jak kiedyś zabiorę ci te twoje książki.

          Tylko się uśmiechnęłam, jedząc płatki. Po kilku minutach chwyciłam torbę, skórzaną kurtkę, wsunęłam trampki i wyszłam z domu.

                Czwartek. Nie lubię tego dnia. Mam wtedy najgorsze lekcje. Tuż przed czwartą godzina lekcyjna Ewa powiedziała:

          - Ciekawe czy i dzisiaj mamy polski z tym facetem?

          -Mam nadzieje ze nie – nagle odpowiedziałam, nie myśląc zupełnie co mówię.

          -Dlaczego?- spytały chórem lekko zdziwione dziewczyny

          - Tak po prostu – odpowiedziałam wymijająco.

          - Ta... jasne- usłyszałam znajomy ton Jolki.

          Weszliśmy do sali. Lekcje znów mieliśmy z Markiem, albo raczej z panem Markiem. Był jednak inny niż ostatnio. Gdy usiadł za biurkiem, nadal sie uśmiechał.

          - Dzień dobry wszystkim- rzekł z uśmiechem.

          -Dzień dobry- odpowiedzieliśmy chórem.

          - Ostatni zapomniałem sie przedstawić. Nazywam sie Marek Mieszaniec i jestem w tej szkole na praktykach, w związku z tym przez pewien czas będę miał z wami lekcje języka polskiego.

          No świetnie. Tylko tego mi do szczęścia brakowało- pomyślałam sarkastycznie- jeżeli tak dalej pójdzie, to znienawidzę lekcje polskiego.

          - Czy dzisiaj lekcja będzie podobna do wczorajszej?- usłyszałam  pytanie z drugiej strony sali.

          Nauczyciel zaśmiał sie ponuro.

          - Niestety nie. Mnie tez obowiązuje podstawa programowa.

    • Kontakty

      • Zespół Szkolno-Przedszkolny w Poświętnem
      • tel/fax:(25) 752 03 63
      • Cygów ul. Szkolna 20 05-326 Poświętne Poland
      • poniedziałek - piątek 7:30 - 15:30
      • Dyrektor - Agnieszka Pasieczna Wicedyrektor - Katarzyna Jackiewicz
      • email: sekretariat@zspposwietne.edu.pl.
      • administrator strony: i_gorecka@wp.pl
    • Logowanie