- Kącik literacki
- Ciepła Góra - Sebastian Powała
- Nadzieja - Kasia Mazurek
- *** - Patrycja Perzanowska
- Ciepła Góra, Źródełko, O błędnych ognikach - Justyna Maguza, Wiola Reda
- Wiersze - Patrycja Paź 2014/15
- Moja i twoja nadzieja - Julia Gietka
- Opowiadanie - Weronika Jędrzejewska,
- Zwyciężyłyśmy - Martyna Stępień
- Wiersze - Weronika Jędrzejewska
- 2138 - Łukasz Chaciński
- Honzelm. Łowca - Łukasz Chaciński
- Wiersze - Paulina Dąbrowska
- Śmierć Ratuje Wojnę - Marek Mielczarek
- Wiersze - Julia Gietka
- Łowca - Natalia Wróbel
- Była ciemna, listopadowa noc - Julia Gietka
- Zawrót głowy - Ewa Ludwiniak
- Isim sukran - Julia Gietka
- Kawiarenka Królewska - Ewa Ludwiniak
- Znalazłem - Autor anonimowy
- Tajemnica Placu Broni - Małgorzata Orych
- Wiersze z kapelusza - kl. VI 2015/16
Była ciemna, listopadowa noc - Julia Gietka
Julia Gietka Ia
Była ciemna, listopadowa noc.
Deszcz nadawał rytm ciszy. Po prostu leżała. Zegar z kukułką wybił dwudziestą trzecią. Każde uderzenie zegara, zniżało jej powieki. Zamknęła oczy. Ciepło stóp schłodziła rosa młodej, wiosennej trawy. Otworzyła oczy. Ujrzała sad pełen jabłoni w rozkwicie. I chociaż uśmiech sam sunął się na usta ,nie pojawił się. Delikatny powiew wiatru musną jej twarz i strącił masę bladoróżowych płatków. I powędrowały w jej stronę, osiadły na niej, tworząc suknię o nieziemskim uroku. I oczy się zaśmiały z ust, które wciąż były nieruchome. Ujęła w dłonie suknię i pobiegła do jednego z drzew. Spojrzała jemu w oczy, a ono dało jej kwiat. Kiedy spadał on w jej dłonie po jednym z płatków ślizgała się kropla wody. I w maleńkim zwierciadle zobaczyła go. I strach popędził, wyprzedzając wszystko inne, nie oglądał się za siebie. I zgubił wiarę i nadzieję, zapomniał o szczęściu i miłości, zaśmiał się haniebnie i pognał po polach zguby popędzany wiatrem cierpienia. I odwróciła się i złote oczy przeniknęły strach ,ale nie tknęły cierpienia. Chociaż zielone kryształy zalały się słoną wodą, chociaż gorące ręce kostniały z zimna, chociaż stała w ubraniu, to wiedziała, że w obliczu życia jest naga. Zawsze pytał o to samo, nigdy nie prosił, nie pomagał. Nigdy nie rozkazywał i nie wypełniał rozkazów. I choć na to pytanie było dziesiątki odpowiedzi, żadna nie pasowała. I w jednej chwili pomiędzy nim a nią otwarła się przepaść. On lwim skokiem udał się na dół, nie patrząc na nią. A ona odwróciła się i pobiegła w bezkresny sad. I gubiąc bezcelową drogę, upadła i nie wstała. Mrucząc pod nosem „dlaczego”, zagryzła wargi, aż polała się krew. I uśmiechnęła się do drzewa. I zamknęła oczy.
Deszcz nadawał rytm ciszy. Tak monotonie i nieustanie stukał zębami o parapet, może z zimna. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Zgasła latarnia. Zegar z kukułką wybijał dwudziestą trzecią. Pasy trzymające nadgarstki tak potwornie uwierały. Te u nóg z resztą też. Usta były piękne, bez żadnych śladów. To nie był jej wymysł, to było coś, czego nie potrafiła opisać.