- Kącik literacki
- Ciepła Góra - Sebastian Powała
- Nadzieja - Kasia Mazurek
- *** - Patrycja Perzanowska
- Ciepła Góra, Źródełko, O błędnych ognikach - Justyna Maguza, Wiola Reda
- Wiersze - Patrycja Paź 2014/15
- Moja i twoja nadzieja - Julia Gietka
- Opowiadanie - Weronika Jędrzejewska,
- Zwyciężyłyśmy - Martyna Stępień
- Wiersze - Weronika Jędrzejewska
- 2138 - Łukasz Chaciński
- Honzelm. Łowca - Łukasz Chaciński
- Wiersze - Paulina Dąbrowska
- Śmierć Ratuje Wojnę - Marek Mielczarek
- Wiersze - Julia Gietka
- Łowca - Natalia Wróbel
- Była ciemna, listopadowa noc - Julia Gietka
- Zawrót głowy - Ewa Ludwiniak
- Isim sukran - Julia Gietka
- Kawiarenka Królewska - Ewa Ludwiniak
- Znalazłem - Autor anonimowy
- Tajemnica Placu Broni - Małgorzata Orych
- Wiersze z kapelusza - kl. VI 2015/16
Honzelm. Łowca - Łukasz Chaciński
Łukasz Chaciński III c
"Honzelm. Łowca"
Dla Michała
Prolog.Na świecie był zawsze jakiś cień zła. Zawsze ktoś zabił kupca, albo praktykował czarną magię, lub też zamieniał ludzi w kamienne posągi. To było tak normalne jak niemowlęce ssanie piersi matki.
Choć od zawsze z tym walczono, za każdym razem komuś wpadł do głowy pomysł zawładnięcia światem, stworzenie armii trupów. Był taki człowiek, który tępił zło w każdej postaci i może właśnie dlatego wybrano go na króla.Jednak zanim Fertgel został królem, był bogatym hrabią, być może najbogatszym w całej Hobranie. Miał takie poparcie u ludzi, że się wręcz bito o miejsca w szeregach jego małej armii. Jednym z nich był chłopiec Honzelm, syn młynarza. Był nielubiany w jego małej wiosce Barton, z powodu swojej tajemniczości i dziwnego zachowania. Ludzie uważali, że to on ukradł krowy swojego sąsiada i wykonywał rozkazy swojego ojca, który chciał utrzeć nosa nieprzyjacielowi, ponieważ stary młynarz i hodowca od dawna toczą spory . Najdziwniejsze było to, że wszystkie krów nigdy nie odnaleziono. Honzelm nie mówił to tej sprawie i się nie bronił, gdy ktoś go o to oskarżał.
Ale Honzelm widział coś, czego nie widzą oczy innego śmiertelnika. Często widywał ciemne istoty, przemykające nad wioską, lub biegnące ulicami wsi. Raz był nawet świadkiem ataku demona na jedną z kobiet. To było najstraszniejszym i zarazem najsmutniejszym przeżyciem w jego życiu, patrzeć jak umiera własna matka.
Była jednak osoba, do której lubił przychodzić. Był to czarodziej Daklin. To on nauczył go szacunku dla przyrody, podstawy magii i warzenia magicznych mikstur. Chłopiec mówił o wszystkim, co widział magowi i zawsze otrzymywał dobrą radę. Dużo też wiedział o demonach i opowiadał mu o nich. Wiedział, że w tym dziecku jest jakaś tajemnicza moc.
W wieku 16 lat, był dobrze zbudowany i silny jak na chłopca ze wsi. Na początku lata usłyszał, że hrabia Fertgel powołuje do armii mężczyzn. Udał się więc do sąsiedniej wsi, w której mieszkał hrabia, na dwór. Już wchodząc na wzgórze na którym jest postawiony dom hrabiego, usłyszał odgłosy przemarszu wojska i ludzi przyglądających się temu. Wszedł więc w tłum i także się przyglądał. Kilka minut później przyszli żołnierze i prowadzili rekrutacje do miejsca w armii. Ludzie się rzucili, aby zdążyć się wpisać na listę. Honzelm stanął na uboczu i czekał na swoją kolej. Jednak gdy podszedł do stołu z żołnierzami, nie dostał miejsca w armii hrabiego. Kiedy szedł z powrotem, do wioski zatrzymał go pewien mężczyzna i powiedział, żeby poszedł za nim. Honzelm poczuł w nim zaufanie, więc pokierowali się w stronę lasu. Był to wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu i wysokich czarnych butach i skórzanym ubraniu. Przedstawił się jako Erytor i gdy wpatrywał się w jego oczy, powiedział, że czarodziej miał rację. Honzelma bardzo zaciekawił ów mężczyzna i zaczął się dopytywać, po co go tu ściągnął.
Nieznajomy powiedział mu, że jest członkiem Klanu Łowców i zajmuje się odnajdywaniem przyszłych Łowców, ale on jest wyjątkowy. Powiedział, żeby ćwiczył walkę, bo może wrócić w każdej chwili. I zniknął ,uskakując w ciemność.
AKT I
Wizja
Honzelm, nie zapomniał, co mówił mu tajemniczy mężczyzna zwanym Erytorem. Minęły już dwa lata odkąd się pojawił na rekrutowaniu do wojska. Od tamtej chwili dużo ćwiczył i trenował się u pewnego weterana wojennego Kenoteta w mieście Trefag, walki mieczem. Dziś niejeden mieszkaniec Bartonu mu zazdrościł.
- Dobrze - powiedział Kenotet - ale musisz wyrównać oddech, gdy wydajesz cios, bo podczas walki zabraknie ci siły. Pamiętaj atak to wydech, parowanie to wdech.
- Dziękuje Mistrzu - odrzekł młody wojownik - dziś jest pobór do armii mości Fertgela i chciałbym się tam dostać.
- Rok temu próbowałeś, ale ci się nie udało.
- Ponieważ nie widzieli moich zdolności w walce. Powiedzieli, że jestem głupim wieśniakiem i nic nie wiem o wojnie.
- Dobrze więc, to koniec dzisiejszej lekcji, życzę ci powodzenia Honzelmie.
Chłopak powędrował jak kiedyś na szczyt wzgórza i poszedł w kierunku odgłosów ludzi.
- Tym razem się nie poddam - powiedział w myślach Honzelm.Było słoneczne, wręcz palące popołudnie. Na miejscu było już mnóstwo ludzi. Stali w długich kolejkach. Honzelm dopiero teraz zwrócił uwagę na piękno tego miejsca. Wielka łąka z małym zagajnikiem w środku, w którym jako mały chłopiec bawił się ze zwierzętami. Dalej, za zagajnikiem było jeziorko, gdzie o mało się nie utopił, ale pomogli mu rybacy, którzy łowili przy brzegu, a całą łąkę otaczał ogromny, gęsty las, w którego głębi zginęła jego matka. Czując przypływ wspomnień, udał się w stronę końca kolejki.
- Następny! - krzyknął żołnierz.
- Witam - zagadnął Honzelm.
- To znowu ty!
- Tak, chciałbym dołączyć do armii hrabiego Fertgela.- Już ci mówiłem, że nie przyjmujemy wieśniaków.
- Tym razem się nie poddam, stańmy do walki - rzekł Honzelm wyciągając miecz.
- Nie chce ci zrobić krzywdy dzieciaczku - zaśmiał się dowódca.
- Boisz się upokorzenia, czy mnie? - zapytał odważnie.
Żołnierz wpadając w szał odepchnął dwóch swoich pomocników i dobywając miecza, ruszył na młynarza.
- Zabiję cię za to! - ryknął rozwścieczony.
Zadając kilka machnięć, udało mu się trafić młodzika w bark. Ten z kolei wydał cios na tyle mocny, że gdy żołnierz go sparował upadł na ziemie.
- NIE! – krzyknął.
- I jak dostanę się? - spytał wcale nie zmęczony śmiałek, trzymając się za bark.
- Tak - odrzekł jakiś mężczyzna, który jak sądził Honzelm, był hrabią - jak ci na imię, wojowniku?
- Honzelm, syn Honzena.
- Któż cię nauczył takiej walki? - zapytał zafascynowany bogacz.
- Mój mistrz, Kenotet.
- Co? - zdziwił się możny - toż to zdrajca!
- Jak to? - zmartwił się.
- Kiedyś był moim doradcą wojskowym i poradził mi, aby napaść na twierdzę czarnoksiężników z jedynie 10000 żołnierzy. To była miażdżąca klęska. Okazało się, że Kenetet był zdradzieckim pomiotem czarnoksiężników.- Niemożliwe! - zdumiał się Honzelm.
- A jednak, tak było, powiedz mi czy twój mistrz pytał o mnie, lub ci o mnie opowiadał?
- Tak, życzył mi powodzenia w dostaniu się do twych szeregów, Panie.
- Nie daj się zwieść, na pewno chce cię wykorzystać przeciwko mnie. Co do przyjęcia cię w szeregi armii - powiedział - nie ma szans, czy zgodzisz się wstąpić do mojej osobistej straży?
- Oczywiście, Panie - odrzekł zachwycony.
- Miło mi to słyszeć. Przyjdź jutro rano na przegląd wojsk.Zadowolony ruszył w drogę powrotną do wioski.
- Nie powinieneś go prowokować - rzekł czarodziej Daklin - mogłeś to rozwiązać sprytem i inteligencją, a nie siłą.
Honzelm właśnie opowiedział przyjacielowi o tym, co się wydarzyło.
- Przecież mogłeś to bez problemu załatwić - kontynuował - jesteś przecież taki pomysłowy.
I zdziwiła mnie twoja gwałtowność, zawsze byłeś spokojny.
- Pomyślałem, że czasem można wszystkich zadziwić - zażartował.- I jeszcze ta rana w barku, spodziewałem, że jesteś bardziej wyszkolony w szermierce.
- Dobrze, że mi przypomniałeś o szkoleniu - powiedział nagle.
- Co? Masz dziś jeszcze trening? - rzekł Daklin, smarując ranę zmielonymi liśćmi Lecznika.
- Nie, Fertgel powiedział mi coś interesującego na temat Kenoteta – rzekł, krzywiąc się z bólu w barku.
- Co takiego?
- Mówił coś o tym, że był jego doradcą, ale go zdradził i stracił mnóstwo żołnierzy i, że współpracował z czarnoksiężnikami.- Hmmm. Interesujące, a rozmawiałeś kiedyś ze swoim nauczycielem o jego przeszłości? - mówił czarodziej wręczając mu miksturę - Masz wypij to.
Honzelm wypił i od razu poczuł, że jego bark się zrasta.
- Mówił tylko, że był w jego armii dawno temu – powiedział, zakładając koszulę.
- Tylko tyle?
- Tak.
- Dobrze jesteś wolny, możesz już iść do ojca i mu się pochwalić.Honzelma od czasu gdy poznał Łowcę, dręczyło jedno pytanie.
- Daklinie - zagadnął stojąc przy drzwiach.
- Tak?
- Co cię łączy z Erytorem?
Czarodziej spojrzał na niego zdziwiony i lekko zmieszany.
- Skąd znasz to imię?
- Poznałem go dwa lata temu, na rekrutacji do wojska, powiedział żebym ćwiczył walkę i że wróci.
- To niesamowite. Czy mówił coś jeszcze? - zapytał zaciekawiony mag.
- Spojrzał mi w oczy i powiedział, że czarodziej miał rację, więc pomyślałem, że mówi o tobie.
- Niewiarygodne możesz być... - przerwałCzarodziej nagle zaczął się unosić w powietrzu.
- Daklin! - krzyknął przestraszony.Wojownik próbował się ruszyć, ale zaczął dochodzić go głos czarodzieja w jego głowie.
Pośród mroków nocy, lęgną się demony,
Wszystkie one są sługami Matrony,Zniszczenie i śmierć niosą,
Dziecię demonie na ten świat przyniosą,
Lecz powstał Wojownik Duszy,
Co całe zło skruszy,
Demony się nim interesują,Lodem go skują,
Demona krew w nim płynie,I walką z demonami zasłynie.
Po tym wszystkim czarodziej zaczął ulatywać pod niebo w postaci prochu. I pozostał po nim tylko list. Napisane tam było: Przeczytaj gdy otworzysz Oczy.
Honzelm nie zrozumiał, co tam było napisane. Próbował otworzyć list, ale był zamknięty jakąś magiczną mocą. Schował go do kieszeni i poszedł do domu opowiedzieć ojcu o jego służbie u świty hrabiego.